Podróże literackie- Narzeczona księcia
Tytuł:" Narzeczona księcia",
Autor: William
Goldman,
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka,
Rok wydania: 1995.
Zaczyna
się standardowo. Dawno, dawno temu, w odległej krainie żyła księżniczka. O
niezwykłej urodzie. Pokochała księcia i.. W tym miejscu powinno nastąpić
sławne: żyli długo i szczęśliwie. Jednak tam, gdzie zazwyczaj wszystko się
kończy, w "Narzeczonej księcia" jest początkiem historii, która nijak
nie wpisuje się w kanon dobrze znanych bajek z dzieciństwa .
Historia
Buttercup i Westleya wzbudziła we mnie mieszane uczucia. Wszystko zostaje
podane w sposób zabawny, ironiczny. Postacie i ich problemy, dylematy życiowe
wyolbrzymione zostały do monstrualnych rozmiarów. Słowem pastisz całkowity.
Niestety, miałam szczęście wcześniej widzieć jej filmowy odpowiednik. I tu jest
zasadniczy problem.
Kiedy
zasiadłam do lektury myślałam, że pierwowzór będzie lepszy. Mile mnie zaskoczy.
Rozczarowanie okazało się bolesne. Film był odzwierciedleniem książki. Nic nie
było w stanie mnie zadziwić. Każdy dialog, sytuacja, były takie same.
Prawdopodobnie, gdybym miała okazję zachować prawidłową kolejność, wrażenia i
emocje byłyby inne, bardziej pozytywne.
Widać
u twórcy warsztat scenarzysty. To kolejny mankament. Wtrącenia nie były
potrzebne. Pozbawiały przyjemności z odkrywania historii. Wytrącały z równowagi
, nie można było się skupić na przedstawionych wątkach. Całkowicie się
zatracić .
To, co miało przynieść czystą rozrywkę, pokazać baśniowy świat od zupełnie innej strony , okazało się powrotem do znanej treści. Mój świat czytelniczy nie zagrzmiał. Nic się nie zmieniło. Szkoda, bo potencjał był duży.
Komentarze
Prześlij komentarz
Prośba komentarze mile widziane :-)