Podróże literackie-"Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek"
Tytuł:"Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek",
Autor: Mary Ann Shaffer,Annie Barrows,
Wydawnictwo: Świat Książki ,
Rok wydania: 2018.
Tłumaczenie:Joanna Puchalska
O horrorze lat
wojennych trudno zapomnieć. Strach, niepewność o dzień następny. Pokolenie
naszych dziadków doskonale pamięta o czasach niemieckiej okupacji.
Rok 1939, jego okrucieństwo trudno opisać, zrozumieć. Włączają się emocje,
nad którymi trudno zapanować. Są one jak najbardziej zrozumiałe. Działania
wojenne zebrały ogromne żniwo. Nie mam na myśli tylko strat w sensie
materialnym. Straty sięgają głębiej. Praktyki stosowane przez hitlerowski
reżim wykradły spokój, poczucie bezpieczeństwa, wolności, a więc wartości,
które w dzisiejszym świecie uznawane są za podstawę funkcjonowania
obywateli, jak również samego państwa. Najgorsze sny przerodziły się w brutalną
codzienność. Koszmar obozów koncentracyjnych- odbierających poczucie godności,
w których ginęli ludzie, których jedyną "winą" była narodowość
niespełniająca wyobrażeń, niepasująca do wizji, wielkiego marzenia o uczynieniu
z III Rzeszy "rasy panów"-udowodnił, że największe zło czai się
w umyśle ludzkim. To w nim rodzą się idee, które sprawią, że świat zadrży w
posadach.Ta najdoskonalsza ? istota, odznaczająca się w dziejach ewolucji
cząstką wyjątkowości- skrywa mroczne oblicze. Potrafi sprawić niewyobrażalny
ból tylko po to, aby osiągnąć wytyczone sobie cele. Realizując
"idealną wizję świata" nie godzi się na półśrodki. Oczekuje
bezwzględnego posłuchu i ślepej aprobaty dla swych poczynań. Nie
patrząc na konsekwencje, z którymi borykać będą się kolejne
generacje. Jednostki, które przetrwały podjęły próbę odnalezienia się w
nowej rzeczywistości. Jednak nawet po ponad siedemdziesięciu latach od
zakończenia krwawej batalii- wspomnień tych-nie udaje się wymazać ze
świadomości. Stanowią bolesne dziedzictwo. Wpisane zostały w ludzkie DNA.
Zamknęły rozdział, do którego powrót jest niemożliwy- pięknej, często naiwnej
młodości. Słodka beztroska, częścią, której są wielkie plany na przyszłość-
musiały odejść w zapomnienie. Ustąpić miejsca walce o
przetrwanie. Dla siebie i najbliższych. O lepsze jutro, które kiedyś musi
nadejść.

Wszystkie
powyższe impresje- przemyślenia narodziły się dzięki niepozornej powieści
pióra Mary Ann Shaffer i Annie Barrows. Nie dajcie się zwieźć
przesłodzonej okładce, zapowiadającej serial Netflixa. Ta opowieść ma do
zaoferowania więcej niż tylko piękną historię miłosną. Nadarzyła się wspaniała
szansa na konfrontację wiedzy serwowanej w tomiszczach naukowych i podręcznikach-przeciwwagą była wrażliwość artystyczna. Powieść pozwala odkryć
kolejny rozdział, o którym nie usłyszymy na szkolnych lekcjach i wykładach.
Poprzez przekazywane informacje, w których gąszczu można się zagubić, co
skutkuje niechęcią-tracimy zainteresowanie dziedziną naukową, która pomaga odkryć i zrozumieć nasze korzenie. Dodajmy do tego permanentne odczucie, które po cichu mówi , że opisywana przeszłość jest
obca. Przypomina raczej suche fakty, które musimy wykuć-w żmudnym i długim procesie
edukacyjno-poznawczym, aniżeli pasjonującą opowieść, w której możemy się
zatracić. W konsekwencji otrzymaliśmy bardzo ogólne wyobrażenie, nacechowane pejoratywnym
ładunkiem- o roli Anglii w wydarzeniach, które położyły się cieniem, stały się
marą, z której trudno się wybudzić, gdyż cały czas podskórnie wiemy, że
istnieje zagrożenie. Niepokój i strach przed utratą wciąż jest żywy. Ile jest w
tym podejściu prawdy? Czy mrok- nawet w najtrudniejszych momentach- można
rozproszyć?
Młoda
pisarka Juliet Ashton poszukuje inspiracji do kolejnej książki. W czacie
trwania wojennej zawieruchy pisywała żartobliwe felietony, mające dać moment
zapomnienia, działać "ku pokrzepieniu serca", wskrzesić nadzieję w
pełnych obaw obywatelach. W chwili, gdy poznajemy główną bohaterkę rozpoczyna
się czas próby. Teoretycznie wraca spokój, ale nadchodząca przyszłość to
nieznane. Zaczyna się odbudowa tego, co pozostało ze zgliszczy przeszłości.
Tylko i aż tyle.Wszystkie przeżycia, rany są świeże. Los , jak dobrze wiemy- ma
swoje plany. Rządzą nim zbiegi okoliczności. Podczas poszukiwań uwagę Juliet
przykuwa właśnie tytułowe Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z
Kartoflanych Obierek, które powstało na Guernsey.
W tym miejscu zacznie się wyprawa, która zmieni dotychczasowe życie Juliet.
Trzeba
tu zaznaczyć,że cała powieść ma charakter epistolarny. To właśnie listy
umożliwiają młodej kobiecie poznać bliżej mieszkańców- na pierwszy rzut oka urokliwego, idyllicznego zakątka. Jednak- podobnie jak inne spokojne miejsca-Guernsey- musi radzić sobie z bolesnymi ranami. Retrospekcje przelane na listowny papier pozwalają oddać w pełni spektrum emocji, z którymi musiała radzić sobie ludność opisywanych terenów. Losy zajmowanej przez Niemców
wyspy- w tym niesprzyjającym czasie historycznym-działają w bardzo silny, sugestywny sposób na wyobraźnię kobiety. Razem z nią dostępujemy wspomnianego zaszczytu, odkrywamy genezę
powstania Stowarzyszenia. Przez kilka godzin lektury chłoniemy cudowną
niezwykłą-zwykłość losów charakterów zapadających w naszą pamięć,wyrazistych,
emanujących szczególną energią, której nie zniszczyły ciężkie doświadczenia lat
okupacji.

Pisarki
zdecydowały się na usytuowanie akcji powieści dopiero w 1946 r., Ten wybór
wcale mnie nie dziwi, wydaje się bardzo naturalny. Nie ma co ukrywać,literatura
kryjąca w sobie inspiracje zdarzeniami rozgrywającymi się przed,w trakcie, a
nawet po drugiej wojnie światowej-wciąż wzbudza zainteresowanie, działa na
podobieństwo magnesu. Silnie przyciąga, równocześnie odpychając. Fascynuje,a
zarazem przeraża. Twórcy pragną zabrać głos-w jakże gorącej,
kontrowersyjnej dyskusji, ukazać własny punkt widzenia na jej temat. Przybliżyć
Czytelnikowi jej realia. Wszystko ma na celu pozostawienie śladu w ludzkiej
świadomości, aby pamięć pokoleń trwała, nie zniknęła. Przypomina to stąpanie po
bardzo niepewnym, wątłym gruncie. Można zrobić o jeden krok za daleko.
Budzi się chęć analizy podejścia pisarzy- do tak bolesnego motywu. Dostrzegalna
jest różnica. Na świecie wyczuwalny jest dystans i swoboda w
prowadzeniu ,kierowaniu opowieścią. Na przeciwnym biegunie dryfuje
ciężki , tętniący ostrymi obrazami , brutalną szczerością- nurt polskich
prozaików, poetów-piszących w swych dziełach o zgotowanym piekle na Ziemi,a
które to utwory-dziś odczytujemy jako -zapowiedź przyszłości. Ten mrok trzyma
ich w swoich mocnych objęciach. Jest zdeterminowany w swych poczynaniach. Za
nic nie zamierza odpuścić. Zaprasza i kusi. Zachęca do Tańca Śmierci. Dla tych,
którym tematyka tych szczególnych lat , naznaczonych niewysłowionym bólem-wydaje się wyzwaniem, pragnę pospieszyć z wyjaśnieniem, uspokoić
niezdecydowanych. Nie obawiajcie się. Sytuacja przedstawia się zupełnie
inaczej. Można śmiało wysnuć pewną odważną tezę, której nie oczekiwałam- sięgając po historię pisaną z zupełnie obcej mi perspektywy. Być może,odzywa
się tu -moje uwielbienie do poszukiwania ukrytych znaczeń, ale ośmielę się
stwierdzić, że w przypadku"Stowarzyszenia..."
zachodzi dualizm. Pomimo, iż podczas czytania odnosimy wrażenie, że
"płyniemy swobodnie", nie odczuwając ucisku-można tu mówić- o drugim
dnie,wartości dodanej. Znajdujemy się na styku dwóch odmiennych dróg.
Elementem ujmującym, przyciągającym w prozie duetu Shaffer-
Barrows jest unikatowy, nietuzinkowy klimat, przynoszący ukojenie- w momentach
zwątpienia, mogących się przydarzyć każdemu. Przykuwa uwagę niesamowite
ciepło. Pozostające na długo w pamięci - po rozstaniu z wyspiarską rzeczywistością.
Zaczynamy doceniać piękno otaczającej rzeczywistości. Zdziwieni? Duet rzuca
swoje zaklęcie. Na dodatek- bardzo skuteczne. Wiem, nawet teraz, gdy piszę do
Was te kilka słów-dobór użytych tu określeń- może wydawać się niewłaściwy,
biorąc pod uwagę-oczywisty- tragizm wydarzeń, ale tak jest w istocie. Kronika dziejów
Wyspy Guernsey i
jej mieszkańców przywodzi na myśl magię Avolnea, gdzie czas płynie wolniej-a gdzie nade wszystko- czuć specyficzną więź małej społeczności, którą trudno pomylić z
jakimkolwiek innym rodzajem relacji ,wszechobecne jest poczucie wspólnoty, przekonanie o płynącej
z niej siły-pozwalającej przetrzymać chwile zwątpienia , słabości , a także
cierpienia, które nie powinno się było wydarzyć. Obecny jest tu też dowcip. Dobrze znany z dzieł Fannie Flagg-doprawiony domieszką satyry ,z której słynęła
Jane Austen. Sama nie lubię porównań do cenionych przeze mnie pisarzy, ale te
nasuwały się same.
To
ukłon w stronę klasycznych dzieł, które weszły na stałe do kanonu.
Piękne, ale nieprzesłodzone. Z ciekawym i wyrazistym spojrzeniem na sytuację i
rolę kobiet na przestrzeni XX w. Ich pragnienia i marzenia były bardzo podobne
do naszych. Nie mają tu znaczenia: epoka, dziedzictwo kulturowe, różnice
społeczne, które dawniej-powiedzmy sobie szczerze- dyskredytowały prawo do bycia szczęśliwym. Na własnych
warunkach. Zachowany zostaje constans. Pomiędzy tragedią i radością, tak
kruchą i ulotną. Nie jest to powieść epatująca okrucieństwem- uwierającym ,
powodującym dyskomfort w trakcie zgłębiania jej treści-przynajmniej nie w tak dużym
stopniu-jak znana nam literatura okresu międzywojennego. Nie to jest jej celem.
Zdecydowanie nie jest to ten kaliber, mający rozdrapywać rany. Jej zadaniem
jest przepełnienie Serca nadzieją, natomiast postać samej Juliet ma inspirować,
pobudzić w nas chęć do walki o siebie. Pomimo przeciwności i Duszy pełnej
wątpliwości. Powieść pozwala zatrzymać się, wyciszyć, zapomnieć o zagmatwanym,
pełnym pułapek labiryncie współczesnego pozbawionego sensu pędu,
obdzierającego z człowieczeństwa i wrażliwości, cech wyróżniających nas,
stanowiącej o wyjątkowości. Autorki przypominają nam o ich znaczeniu.
Paradoksalnie-dziś-także walczymy na froncie, choć sama bitwa-ma inny
charakter. Prawdą jest, że często trudno się do tego przyznać. Przeciwnikiem są
wyobrażenia społeczeństwa i chęć zamknięcia jednostki, mającej naturalne prawo
do podejmowania własnych decyzji- w bardzo konkretnych, sztywnie określonych
ramach. Skomplikowana natura zjawiska znalazła swoje odniesienie w
prozie, która stała się w rankingach czytelniczych bestsellerem. Gdzieś tam, bardzo głęboko-
doskonale zdajemy sobie sprawę, że jest to fikcja, wyobraźnia autorek.
Przestaje mieć to jakiekolwiek znaczenie. Wierzymy, że faktycznie- opowieść
mogła mieć miejsce. Budzi się natura Marzyciela, uśpiona dawno temu. Podążyłam
za iskierką, światłem, którego zaczęło mi brakować na rynku wydawniczym. Nie
miałam wrażenia, że zaczytuję się w naiwnej historii. Wręcz przeciwnie:
zostałam wessana, partycypowałam w kolejnych perypetiach bohaterów. Jednak
czasami -nachodziły gorzkie myśli, a to wszystko z jednego powodu. Tak jak
stwierdziłam wcześniej: wojna nie powinna była się wydarzyć. Być może, literatura straciłaby głośny i mocny temat, który jest przepisem na poruszającą
opowieść, ale warto pamiętać, że cena, którą należałoby zapłacić za jej
stworzenie-byłaby zbyt wysoka.
Komentarze
Prześlij komentarz
Prośba komentarze mile widziane :-)